Po co nam Złe Królowe w baśni?

Pierwszy pracę nad baśnią zaczął Bruno Brttelheim. Od niego zaczęły się badania nad opowieścią aż do powstania nurtu bajek terapeutycznych. Bruno zwrócił uwagę, na przykładzie Jasia i Małgosi, że relacja zależności dziecka od rodzica w okresie dorastania musi ulec zmianie. Dziecko ma się usamodzielnić. Zwykle proces przebiega samoistnie. Dzieci wchodzą w fazę buntu, czasem gwałtownie negują wartości im wpojone, kłócą się z rodzicami o poszerzenie granic własnej swobody a czasem nawet uciekają z domu, na jakiś czas. I tak jest dobrze, tak jest prawidłowo, choć czas to dla rodziców bardzo trudny. Proces ten jest konieczny, by zarówno utrwaliły się wpojone przez opiekunów wartości, nie jako narzucone, a przyjęte samodzielnie. By tak się stało, dziecko musi je najpierw zanegować, odrzucić i chociaż przez chwilę żyć innymi wartościami, z zewnątrz. Wtedy następuje proces zrozumienia własnego a nie autorytarnego, czym są te wartości i po co są. To czas eksperymentu, czy to co wpojone jest faktycznie warte trwania przy tym. Najczęściej okazuje się, że tak, a wtedy młody człowiek wraca i żyje już wedle tych samych reguł ale nie są już one narzucone tylko własne. Wtedy też oddziela się mentalnie od rodziców, staje się osobą odrębną z własnym pomysłem na życie, systemem wartości, w które wierzy. Jednostką gotową wyruszyć na podbój świata. Dorosłym. Jednak bywa, że dziecko z jakichś przyczyn boi się odejść, przeciąć pępowinę, jak to się ładnie nazywa. Nie zbuntuje się, nie zaneguje wartości. I co wtedy?! Ano jeśli mu na to pozwolimy, będzie źle. Nigdy nie stanie się emocjonalnie niezależną jednostką. Paradoksalnie, czasem może tak wyglądać. Daje sobie radę, utrzymuje się, tylko jakoś związki mu nie wychodzą, niby kocha matkę ale gdy tylko się widzą, wynajduje najdrobniejsze preteksty do kłótni. Bywa i całkowicie zależne od rodziny. Siedzi w domu, nie pracuje, czeka aż dostanie wszystko pod nos, albo robi się z niego wieczny student. Jest na utrzymaniu rodziców bo przecież się uczy, ma argument aby nie pracować. Tylko, że uczy się tak kolejny i kolejny rok, zmienia wydziały, uczelnie, wciąż się dokształca, co samo w sobie nie jest złe, wszak kształcimy się całe życie i to właściwe i dobre dla nas, jednak tylko wtedy kiedy utrzymujemy siebie bez pomocy rodziny. Jeśli wykorzystujemy naukę do pasożytnictwa to nie jest dobrze. Czy chcemy tego dla swego dziecka? Na pewno nie! Cóż więc robić kiedy widzimy, że dziecko nasze ociąga się z wejściem w dorosłość? Podpowiadają nam baśnie. One nie tylko mówią młodym ludziom jak mają się rozwijać, nie tylko ich lęki koją, ale też są dla nas- dorosłych wskazówkami. Pokazują jak wychować dobrego człowieka, jakie wartości wpajać ale też jak wypchnąć opornego młodego człowieka z rodzinnego domu, by stał się wartościową , dorosłą osobą. Niestety czy tego chcemy czy nie, w tej sytuacji czeka nas rola Złej Macochy. Inaczej nie pomożemy dziecku się usamodzielnić. To niewdzięczna i trudna rola. Powiem, że niewielu rodziców, w obawie przed utratą miłości dziecka się na nią decyduje. Bo trzeba mu tak utrudnić życie z nami, aby w końcu się ogarnął w dorosłość albo rzeczywiście, wcale nie metaforycznie, wygonić do pracy a w trudnych przypadkach także z domu. I.. Czekać, czekać na powrót ale już dorosłego. Czasami tych odejść i powrotów może być kilka nim dziecko naprawdę przetnie pępowinę ale jest to konieczne by potem odnalazło swoje miejsce i szczęście w życiu. Opowiem wam pewną historię… Pewien biznesmen miał syna, jedynaka. Rodzice skakali nad nim i dogadzali, wychowywali najlepiej jak umieli, własnym przykładem ale też starali się usuwać mu spod nóg kłody. Syn poszedł na studia, skończył je z wyróżnieniem ale kiedy miał pójść pracować w firmie ojca zaczął się obijać. Na studiach miał czas dla siebie, kolegów i imprezy, dorosłe życie postawiło przed nim więcej poważnych wyzwań, wymagało większej odpowiedzialności. I wtedy ten syn, nie sprostał zadaniu. Wydawało mu się, że może jak dawniej raz spiąć się do egzaminów a raz sobie odpuścić i pójść na imprezę. Wtedy ojciec poniewczasie zorientował się, że podczas wychowania popełnił błąd i postanowił go naprawić. Wylał jedynaka z pracy. I z domu. Kazał mu się usamodzielnić. Chłopak szukał nowej pracy bardzo długo, bo ciągle mu odmawiano pomimo jego dobrego wykształcenia. Kiedy w końcu pracę znalazł po trzech miesiącach został z niej zwolniony. Musiał szukać kolejnej. W kolejnej znowu po trzech miesiącach został zwolniony. Poprawiał swoje kompetencje, podnosił kwalifikacje, pracował pilnie, dłużej zostawał w pracy, a pomimo tego wciąż po trzech miesiącach go zwalniano. i ta k się to toczyło Az nadszedł dzień, kiedy w kolejnej pracy coś mu się samemu nie spodobało. Poszedł do szefa i powiedział, że się zwalnia a wtedy tamten odparł zagadkowo- tak wiem, taka przecież była umowa. Młody człowiek zaskoczony zaczął się dopytywać co to za dziwna umowa a wtedy dowiedział się, że jego ojciec wszędzie zawierał umowę z pracodawcami, że zwolnią syna po trzech miesiącach niezależnie od tego jaki będzie dobry w pracy. Młodzieniec był już wtedy żonaty. Do ojca zaglądał z zradka winiąc go za to pierwsze zwolnienie i wygnanie z domu. Kiedy jeszcze dowiedział się czegoś takiego, to zapałał do ojca nienawiścią. Tak wielce był wzburzony, że opowiedział o tym zonie a ta ku jego zaskoc Zeniu odparła- a może ojciec chciał cię nauczyć dobrze pracować? Pytałeś go o to? Nie pytał i nie chciał pytać, bo żal go dławił ale żona nalegała. Wtedy syn poszedł do ojca i zadał pytanie dlaczego? Dowiedział się dokładnie tego co sugerowała żona i nie tylko zrozumiał ojca ale i wzruszył się, bo wiedział ile go to musiało kosztować. Tato, zapytał a nie bałeś się, że nigdy ci nie wybaczę? Ojciec odparł- bardzo się bałem synu ale kocham cię najbardziej na świecie i twoje dobro było ważniejsze od tego czy wrócisz do mnie sercem, czy nie. Chciałem byś stał się wartościowym człowiekiem i tak się stało. Jestem z ciebie dumny. Popularne jest powiedzenie- wyfrunąć spod skrzydeł rodziców. Wszyscy wiemy o czym mówi ale czy wiecie również co robią ptasi rodzice, kiedy wychowują pisklaki i nadchodzi ich czas wylotu? Ptaki uczą pisklęta fruwać. Im także czasem zdarzy się bojący maluch, ale czy pozwalają mu siedzieć w gnieździe? Nie! Zrzucają je, bo tylko tak mały otworzy skrzydła, początkowo być może w panice, ale poczuje wtedy ich moc. Siedząc w gnieździe zostanie nielotem, nie dlatego że ma wadliwe skrzydła ale dlatego, że przyzwyczai się ich nie używać. Zrzucony za późno, spadnie bez ich rozpościerania. Zapominając, że je ma. Wiemy to dlatego, że w przyrodzie także zdarzają się rodzice, najczęściej młodzi, którzy doprowadzają do takiej sytuacji. A także dzięki eksperymentom. Dlaczego mówię o baśni? Bo tam znajdziecie recepty dla siebie i dzieci. Te piękne historie mówią nam jako kierować swoim życiem. W baśniach nie dlatego wszystko kończy się szczęśliwie, że to bujda, zmyślona historia nie mająca odzwierciedlenia w rzeczywistości wiec możemy ją skończyć różowo jak chcemy, ale dlatego że droga, którą bohater przeszedł była właściwą do osiągnięcia celu. Napotkał na niej przeszkody, na których się uczył i wyciągał właściwe wnioski a nie siedział i płakał albo wracał do domu do mamy i mówił, że ten świat jest taki zły. Zobaczcie, że dzieciaki to instynktownie czują. Coraz więcej jest młodych, nieopierzonych, wyruszających w świat, by poznać na co ich stać. I dobrze. W piśmie „Twój Styl”, ze stycznia 2018r. trafiłam na ciekawy artykuł o szesnastolatce, która zdobyła biegun południowy. Co prawda ze wsparciem ojca, przewodnika i z dwójką operatorów Nationale Geografic. Niemniej nikt jej nie niańczył, marzła, ciągnęła sanie, pokonywała samą siebie. Niejeden rodzic nie pozwoliły na coś takiego. Jestem matką takich dorastających dzieci i widzę na bieżąco jak mądre są porady w baśniach. Te porady skierowane są zarówno do dzieci, aby wiedziały, że rodzice je wciąż kochają pomimo tego co robią, jak i do dorosłych, do nas, rodziców aby przypomnieć nam i pokazać, że musimy być czasem surowi w swojej miłości i z nadzieją czekać na powrót odmienionych latorośli nawiązując z nimi dorosłą relację. Do zbudowania siebie, do własnego szczęścia, droga zawsze jest pełna wyzwań i nie prowadzi po płatkach róż ale w dużej mierze po cierniach między płatkami. Pozwólmy naszym dzieciom poranić palce i stopy. Polecam do poczytania Piękne i pożyteczne, Bruno Brttelheima.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty