O sposobach opowiadania


Każdy bajarz ma swój specyficzny sposób przekazywania treści, każdy ma swój zasób ruchów, sposoby interakcji z publicznością. To dlatego, chociaż czasem ich programy się zazębiają i możemy usłyszeć tę samą baśń ona nigdy nie będzie taka sama. Każdy z opowiadaczy przetworzy ją na własny sposób. Zaczerpnie ze swego temperamentu, doświadczeń życiowych, które każą mu podkreślić jedne a pominąć inne aspekty baśni.
Jeden będzie lubił opisy inny woli skupić się na akcji.
Jeden stanie spokojnie i tylko głosem nas będzie czarował, inny będzie się ruszał jak pchła szukająca psa. A pomiędzy tymi opcjami będzie szereg pośrednich.
Ja, wydaje mi się należę do pośrednich ale np. ale córa mówi, że moja gestykulacja ją rozprasza.
Jeden opowiadacz będzie cały czas nawiązywał kontakt z publicznością, reagował na jej skupienie, rozmawiał, wprowadzał wątki z tego co na sali w tok opowieści. Inny, i taką opowiadaczką jest Magda Polkowska z „Baśnie ludów ziemi” , będzie nieomal przymykał oczy opowiadając jakby sobie, prowadząc opowieść jak swoistą mantrę.
Jeden będzie używał instrumentów do podkreślenia momentów opowieści, inny nie weźmie żadnego do rąk. Tak opowiada Mateusz Świstak z Katowic. Z rzadka łącząc się w parę z muzykiem.
   Pamiętam jak na warsztatach mówiła o publice Gala Galita z Meksyku – „kiedy zaczęłam opowiadać w kawiarni, traktując gości jak dorosłych, nikt mnie nie zauważył i nie słuchał, kiedy podeszłam do nich jak do dzieci, zaczęli poświęcać mi uwagę”. Miałam możliwość obserwowania Gali podczas takiego stylu opowiadania w kawiarni Kicia Kocia w Warszawie. Wnioski jakie wyciągnęłam wcale nie były takie jednoznaczne. Sporo osób czuło się skrępowanych a Gala miała zwyczaj wyciągania opornych na  środek.  I mam wrażenie, że to co prawdopodobnie sprawdza się w Meksyku, niekoniecznie ma rację bytu w Polsce. A może  inaczej.. Zawsze trzeba wczuć się w publiczność. Jedni na takie działania pójdą, inni nie. Na pewno jednak, przynajmniej ja jestem temu przeciwna,  nie powinno się wyciągać ludzi, którzy nie podejmując zabawy siedząc na swoich miejscach- na środek i zmuszać ich by się świetnie bawili. Raczej nie wrócą oni ponownie na opowieści, chociaż mogę się mylić. Sama staram się traktować czy młodszą czy starszą widownię dorośle. Z szacunkiem zachęcać, nie stosując przymusu.
Wszystko to wynika z różnic kultury . W jednym kraju mogą od nas wręcz oczekiwać takich zachowań, w innym uznać, że naruszamy granice. Opowiadacz musi być czujny.
Tak  jak różni są opowiadacze i ich style przekazywania historii, tak i słuchacze są różni i wolą różne sposoby przekazywania im treści. To zupełnie jak z czytaniem.  Jedni lubią książki fantasy, inni książki dokumentalne a jeszcze inni podróżnicze. Tak samo odbiorcy wieczorów baśniowych będą się różnić preferencjami. Jedni będą chcieli bawić się jak dzieci i dla nich ciekawszy będzie występ bajarza, który preferuje krótkie historie dające możliwość wciągnięcia publiczności, nauczenia ich nawet jakiejś piosenki czy pląsu, zabrania kilkorga z nich fizycznie w tok opowieści, co czasem nam, bajarzom się zdarza, chociaż tę tendencję obserwuję zarówno u siebie, jak i u kolegów, jako zanikającą. Być może właśnie z powodu, o którym wspomniałam wyżej. Nasza kultura jest wycofana. Jeśli się bawimy to tłumnie, wspólnie , bez wychodzenia na środek. Takie wyodrębnianie raczej nas blokuje, przez co tracimy, my widzowie, przyjemność z opowieści. Z reguły ale jak wiadomo są wyjątki i też miałam takie spotkania, kiedy kilka osób bawiło się na scenie. Bawiąc jednocześnie resztę, która pozostawała w krzesłach.
.
Przed chwilą odwiedził mnie kolega artysta i podzielił się ze mną taką myślą: ludzie, którzy wolą spokojny ruch i małą interakcję mogą mieć dużą wyobraźnię, czy też wyobraźnię obrazową i zanurzając się w niej nie chcą być ciągle wyławiani na powierzchnię. Sami potrafią wyczarować w swoim umyśle szczegóły, krajobraz, kolory.
 Ludziom z nieco mniejszą wyobraźnią czy tez wyobraźnią techniczną, ruch bajarza pomaga budować klimat opowieści. Myślę że także introwertyzm i ekstrawertyzm może mieć tu swoje odbicie i pewnie wiele innych czynników, jednak myśl mego kolegi była na tyle intrygująca, że zapragnęłam się nią podzielić.
.

Żaden ze sposobów opowiadania nie jest gorszy, lub lepszy. Jest tylko inny.
Jedynymi zarzutami mogącymi więc się pojawiać i kryterium ewentualnej oceny – lepiej/ gorzej, może być strona technicznego przygotowania opowiadacza. Czyli: dykcja, umiejętność wyczucia scenicznego, chaotyczność toku narracji, ilość pomyłek, czy chaotyczność ruchu, nieadekwatna do tego co dzieje się w opowieści.

Dlatego warto pójść na kilku opowiadaczy aby móc stwierdzić jaki system opowiadania nam się podoba, oraz czy ewentualnie, za pierwszym razem nie trafiliśmy na „swojego” opowiadacza. Warto dać szansę komuś innemu.

Jeśli w waszej okolicy pojawi się opowiadacz- idźcie, poczujcie klimat opowiadanych historii, szukajcie idealnego bajarza dla siebie  i swego odbioru. Poznawajcie baśnie! Rozruszacie nie tylko swoją wyobraźnię, ale poznacie od podszewki kulturę danego narodu. Warto też chadzać na rodzime baśnie, poznawać jakie są, jakimi problemami się głównie zajmują, co frapowało naszych przodków. Czy to samo co nas, dzisiaj?
Pamiętajmy, że oni, kształtowali nas. warto więc poznać ich tok myślenia, a on jest zapisany w opowieściach.

Komentarze

  1. Zdecydowanie wolę czytać niż słuchać. Poza tym bałabym się, że zostanę wyciągnięta na środek.
    Myślę, że takie wyciąganie na siłę jest najgorsze i niestety przypomina szkołę, bo tam też wmuszają w nas różne rzeczy, na które nie mamy ochoty i nie, to nieprawda, że te rzeczy nam się później przydają, bo z mojego doświadczenia wynika, że wcale. Może, czasem zdarzają się wyjątki. Myślę jednak, że wyciąganie na scenę to niezbyt dobry pomysł, by przełamać czyjąś nieśmiałość, wręcz odwrotnie bardzo zniechęca. Jeśli już miałabym słuchać opowiadacza, to musiałby być spokojny. Póki co zagrzebuję się w książkach i własnej wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie mam takie samo zdanie na ten temat. Od dawna nie wyciągam nikogo, zresztą nawet z początku, brałam tylko i wyłącznie osoby chętne. Bardzo mnie zdziwiła postawa opowiadaczki meksykańskiej, która zresztą lubię, wyciągającej na siłę tych opornych. Miałam tego dnia migrenę i się praktycznie nie udzielałam na baśniach. Chciałam być, bo ona rzadko jest w Polsce ale ledwo siedziałam i takie podejście- jak się nie bawisz to cię zmuszę, było dla mnie szokiem podwójnym.
    Dlatego napisałam w artykule, że być może wynikało to z różnic kulturowych. Oni tam w Meksyku opowiadają na okrągło i wszędzie. I od zawsze.
    Pewnie nie dla każdego jest opowieść na żywo, jednak ja bym zachęcała do pójścia i zobaczenia. Można się miło zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty