Szkoła Marzeń


 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury Dziedzictwa Narodowego i Sportu 2021




Dzieci wróciły do szkoły po kolejnym locdownie. Dorośli pewnie trochę odetchnęli z ulgą, że dom nie jest przez nie roznoszony na strzępy a mnie w głowie pojawiła się myśl i wspomnienie, którymi kiedyś planowałam się podbielić z Wami na rozpoczęcie roku szkolnego i pewnie tak by było, gdyby te rozpoczęcia nie zaczęły być co chwila.

Ile ich mieliśmy w tym roku? Dwa, trzy czy może cztery, jeśli doliczyć ferie i święta to tych powrotów chyba sporo się nazbierało. Tym samym stwierdziłam, że artykuł równie dobrze mogę puścić w ramach stypendium Ministra Kultury, bo temat ważny, wciąż nierozstrzygnięty i wciąż wałkowany i pewnie jeszcze długo wałkowany będzie ale to nie zwalnia ludzi takich jak ja czy Wy do ciągłych prób zmiany myślenia o nauczaniu.

 

Bajkę od której chcę zacząć prawdopodobnie znacie, bo krąży po sieci, choć ja pozwoliłam sobie jak zwykle na dołożenie jej kilku elementów, posplatanie różnych wersji w całość jak na opowiadacza przystało  i mam nadzieję, wzbogacenie trochę jej treści i przesłania.

 

SZKOŁA ZWIERZĄT

 Pewnego razu zwierzęta postanowiły założyć szkołę.

„Dosyć już – zgodnie stwierdzono – biegania samopas po lesie. Młode zwierzęta muszą być porządnie przygotowane do życia! Trzeba założyć szkołę.”
Wyłoniona podczas dyskusji Rada przygotowała program nauczania. Jako, że Zając nalegał, żeby w szkolnym programie znalazły się biegi, Ptak nalegał, żeby znalazło się latanie, Ryba pływanie, Wiewiórka chciała wspinaczki po gałęziach a Kret optował za umiejętnością rycia w ziemi, to zebrali te wszystkie wnioski do kupy i opracowali wytyczne programowe. Następnie zdecydowali, że są to przedmioty obowiązkowe.

„Ale kto będzie uczył dzieci?” – spytała zatroskana Wilczyca, która była autorką lekcji o tropieniu z wiatrem, która to lekcja jak się potem okazało była lubiana przez prawie wszystkich uczniów.

„My sami! Będziemy uczyć tego, co potrafimy najlepiej a co jest niezbędne w życiu!” – zdecydowała Rada, która jak pamiętamy składała się z Zająca, Żaby, Ryby i Ptaka, Kreta i Wilczycy  oraz niektórych innych zwierząt, które zgodziły się na program.

Wytyczono miejsce na szkołę, zwołano uczniów i nauczyciele przystąpili do pracy, a uczniowie do nauki...

 I wiecie, Zajączek bez trudu zdobywał szóstki za bieganie, ale wspinaczka po gałęziach nie szła mu najlepiej. Nieustannie odpadał, uderzając się w tył głowy. Wkrótce pojawiły się u niego pewne objawy uszkodzenia mózgu i problemy z bieganiem. Okazało się, że nie biega już na szóstkę, ale na trójkę, a jeśli chodzi o wspinanie się po gałęziach, to i tak zawsze robił to na jedynkę. Ptaszkowi pięknie szło latanie, ale nie był zbyt dobry w ryciu w ziemi. Bez przerwy łamał sobie dziób albo skrzydła. Bardzo szybko zaczął dostawać trójki za latanie i oczywiście jedynki za rycie w ziemi. Przeżywał piekło, wspinając się po gałęziach. Węgorzyk natomiast wszystko robił na pół dobrze. To on został  prymusem na półrocze.

 


Kaczuszka osiągnęła najlepsze wyniki w pływaniu, okazała się nawet lepsza od nauczyciela. Niestety, z latania otrzymała tylko 4 -, a z bieganiem zupełnie nie dawała sobie rady... Podczas gdy inni trenowali pływanie ona uczyła się biegać. Po pewnym czasie jej powykrzywiane nóżki tak były zmęczone, że osiągnęła tylko przeciętne wyniki w pływaniu. Za to uwierzyła, że jest niezdolna i niczego nie potrafi. Patrzyła z zazdrością na Zajączka, który biegał na krótkie i długie dystanse, wyprzedzając innych. Chociaż i on z czasem stał się markotny, zwłaszcza gdy dostał polecenie dodatkowych lekcji z fruwania. Ambitny Zajączek ćwiczył całymi godzinami wzlatywanie w powietrze, ale nigdy nie spotkał się z aprobatą swego nauczyciela. O lądowaniu nie będę nawet wspominać. Posmutniał i już go nic nie cieszyło.

Z małą Wiewiórką – mistrzynią we wspinaniu – stało się to samo. Po kilku lekcjach z pływania i latania, zaczęła chodzić na wagary. Wkrótce do niej dołączył młody Orzeł, który wzlatywał „inaczej” niż oczekiwał tego nauczyciel. Był też „mierny” w innych przedmiotach...

Dorosłe zwierzęta przed kolejnym półroczem, zebrały się na Radę. Podsumowały wyniki nauczania w szkole. Zgodnie stwierdziły, że dzieci są mało zdolne ale przede wszystkim nie dość pilnie się uczą, sprawiają też duże trudności wychowawcze. Uchwalono, że Rada spotka się z rodzicami i zleci większą współpracę ze szkołą oraz zaostrzenie dyscypliny.

„Ale czy to na pewno im pomoże?” – pomyślała Wilczyca.

 Tymczasem dzieci, jak to dzieci, czuły potrzebę zabawy. Wiewióreczki przyniosły skakankę. Zajączek ochoczo przyłączył się do skakania ale Kaczuszka i mały Bóbr stali z boku tylko patrząc, chociaż i Wiewióreczki i Zajączek zachęcali kolegów i koleżanki do wspólnej zabawy. Wreszcie mały Bóbr nie wytrzymał i mruknął:

- Dobrze wam mówić jak wszyscy tak swobodnie podskakujecie. Ja nie potrafię skakać, próbowałem ale nie wychodzi.

- Mnie też nie bardzo, nie mam w tej zabawie szans – potwierdziła Kaczuszka.

Zajączek i Wiewióreczki stanęły zdumione i zamyślone. A potem Ostroząbka roześmiała się.

- Nie szkodzi. Nie musicie skakać. Przecież w zabawie ze skakanką chodzi o to aby nie dotknął cię sznur. Co za różnica dołem czy górą? Pobawmy się razem.

I pokazała co ma na myśli. Po chwili Kaczuszka i mały Bóbr radośnie przebiegali pod sznurem a Zajączek i Wiewióreczki nad. Trzeba było co prawda zmienić nieco sposób zabawy z trzymania skakanki przez jedno zwierzątko na trzymanie przez dwoje ale to okazało się jeszcze fajniejsze. Jedno zwierzątko trzymało za jeden koniec skakanki, drugie za drugi, na sygnał oboje zaczynały nią kręcić a trzeci albo skakał albo biegł pod sznurem.



Zwierzątka znowu odzyskały wiarę w siebie i radość ze wspólnego przebywania na jednym podwórku szkolnym. Pewnego dnia postanowiły zrobić sobie huśtawkę.  Młody Orzeł i inne ptaki, pozbierały wełnę zgubioną przez owce na pastwisku a  pajęczyca Sylwia uplotła z tej wełny sznur. Mały Bóbr znalazł odpowiednią kłodę, którą tak poobgryzał ząbkami że zrobił z niej ławeczkę, Dzięciołek wykuł w niej dziurki  a potem wspólnie z Kaczuszką przeciągnęli sznur  przez te otwory i dobrze zamocowali. Kiedy węzły były gotowe, Wiewióreczki chwyciły końce sznura i weszły na gałąź a tam przywiązały równo oba sznury podtrzymujące huśtawkę do mocnej gałęzi.

 

Rodzice i nauczyciele, którzy tego dnia przyszli do szkoły oniemieli ze zdumienia widząc taki wspaniały rezultat ich wspólnej pracy.

- Praca zespołowa! – wykrzyknął sam pan dyrektor. – To jest to! I postawił wszystkim wielkie szóstki w dzienniku. Były to pierwsze takie same i to pozytywne oceny dla każdego ucznia.

Podczas zakończenia roku zaś powiedział: Nie każdy ma te same zdolności ale każdy posiada przyjaciół. Dzięki nim i własnym talentom, możemy dokonywać czynów, których nie dokonalibyśmy w pojedynkę, nawet gdybyśmy mieli z czegoś same szóstki.

Rodzice i uczniowie bili brawo z prawdziwym zapałem, bo były to słowa, które każdy rozumiał i z których się cieszył. A także na które każdy czekał.



I wiecie, może nie jest łatwym takie prowadzenie zajęć aby naprawdę każde dziecko zostało pochwalone za podniesienie swego poziomu ale to, że nie łatwe, nie znaczy niemożliwe. Jedna z moich córek miała szczęście trafić właśnie na taką nauczycielkę. W klasie był poziom bardzo zróżnicowany a do tego kilkoro z dzieci miało stwierdzone lekkie upośledzenie umysłowe. Pomimo tego na koniec roku absolutnie każde dziecko dostało dyplom i nagrodę za postępy w nauce. Jednak nie było to bezpodstawne wyróżnienie, takie byłoby wręcz szkodliwe, bo prędzej czy później dzieci zdały by sobie sprawę z pustego gestu.
Te dyplomy były dopasowane do konkretnego dziecka.

Nauczycielka doceniła postępy każdego z dzieci na polu, które dla danego ucznia było najtrudniejsze. Jeśli komuś sprawiało trudność czytanie a przy tym naprawdę się starał nadążyć za klasą to dostał dyplom za poprawę swojej umiejętności. Gdy nie umiał w matematykę ale na ile mógł na tyle się w niej poprawił, dostał za postępy na tym polu itd.


Miałam możność jeszcze długo obserwować te dzieciaki, już po wyjściu spod skrzydeł tej cudownej kobiety. Widziałam jak się o siebie wzajem troszczą, przekazują sobie lekcje bez ingerencji dorosłych, bez dzwonienia i proszenia, gdy kogoś nie było w szkole. Kto mieszkał blisko kogo, ten zachodził i przekazywał informacje. Był to skutek pracy owej nauczycielki na początkowym etapie nauczania, która uświadamiała, pokazywała, troszczyła się o dzieciaki nawet poza szkołą ( np. potrafiła załatwić rodzicom konsultacje u okulisty w Warszawie i zabrać tam dziecko razem ze swoim synem, który też miał problemy ze wzrokiem, załatwiła basen i choć nie musiała, bo nie udało się tego zorganizować w ramach WFu, to prowadziła tę grupę i pomagała rodzicom w doborze trenera itp.)  i jak napisałam wyżej, doceniała najdrobniejsze postępy w nauce.
Jej zaangażowanie sprawiło, że dzieci miały nie tylko słowa o tym jak należy się zachowywać i uczyć ale widziały, że nauczycielka sama się do tych słów stosuje.  Dlatego te wartości, które im wpajała, cierpliwość, docenianie swoich postępów, pewność, że praca się opłaca (chacha,  nie ma to jak rym w artykule ), zostały z nimi na długo.
Czy na całe życie, trudno stwierdzić, bo tu wchodzą czynniki rodzinne, ale na pewno nawet dzieci z rodzin dysfunkcyjnych dostały przykład, na którym mogły się oprzeć i budować.

I marzy mi się więcej takich ludzi w nauczaniu. A to wcale nie jest przypadek czy się tam znajdą a świadome działanie nas wszystkich. Społeczeństwa, a szczególnie oczywiście rodziców. Jeśli będziemy do tego dążyć, szukać sposobów weryfikacji kadry nauczycielskiej tak by mogła sprostać niełatwemu obowiązkowi jakim jest wychowywanie, wtedy mamy szansę na zwiększenie proporcji na korzyść fantastycznych nauczycieli.

Dziękuję, że dotarliście tutaj, jeśli podobają się wam moje artykuły to zachęcam do obserwowania bloga.

Znajdziecie mnie też na kanale YouTube, gdzie Wam opowiadam

Na Instagramie: Gdzie dodaję dużo treści codziennie
 


Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu”




 

 


Komentarze

  1. Współpraca jest piękna. Jednak dobrze by było, żeby dzieci mogły
    się uczyć tego, co lubią, żeby nie musiały wkuwać matematyki i innych
    przedmiotów tylko dlatego, że są w programie. Owszem na początku
    mogłyby nauczyć się podstaw takich jak pisanie, czytanie i niezbędne
    rzeczy dotyczące liczenia jak dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie.
    Ale potem, żeby mogły wybrać, że chcą zgłębiać wiedzę z tego lub tamtego.
    Bajka pokazuje, że nie możemy być we wszystkim dobrzy i wcale nie chcemy
    zajmować się wszystkim. Jeden chce latać, inny wspinać się itd. Tymczasem
    szkoła nadal wymaga, żeby dzieci uczyły się o wszystkim i jednocześnie o niczym.
    Większość z tej wiedzy i tak nigdy się nie przydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego wydaje mi się tak ważne by o tym ciągle mówić, pisać, apelować do rodziców, od których wiele zależy.
      Niemniej uważam jednak, że wiedzę ogólną tez powinni posiadać a nie być jak w Ameryce, kiedy mówisz Polak a oni wykrzykują- wiem to koło Moskwy :D
      Widzę ile złego dzieje się, gdy tej wiedzy podstawowej nie ma. Np mój były muzyk usiłował suszyć bęben nad garnkiem z gorącą wodą!
      Absurd?
      Nie dla niego, tłumaczył, że przecież woda jest gorąca.
      Tego nie da wiedza pierwszych lat podstawówki.
      Natomiast nacisk na to aby dostosować indywidualnie nauczanie, jest ogromnie ważny i starałam się to w tej bajce podkreślić sceną ze skakanką.
      Wszyscy się bawią. Wszyscy poznają mechanizmy skakanki, jej działania tylko korzystają z tego inaczej. I to klucz według mnie.

      Usuń
    2. Nie każdemu jest potrzebna wiedza na temat tego, gdzie znajduje się Polska,
      a jak mu jest potrzebna, to sam ją znajduje, Źródeł jest przecież wiele i nie musisz
      czegoś znać na pamięć, żeby do tego dotrzeć. Czy kupujesz płaszcz, jeśli w twoim kraju
      nigdy nie jest zimno? Czy może kupujesz, bo się przyda? Wtedy trzymasz w szafie, gdy
      tymczasem inne potrzebne ubrania, które się nie zmieściły walają się po podłodze.
      Wiedza szkolna od pewnego momentu to takie przydasie. Naucz się, bo się przyda.
      W większości się nie przydaje. Czas zabiera na nasze zainteresowania, na coś,co byśmy
      chcieli rozwijać, lecz nie możemy, nie mamy czasu, bo trzeba odrobić to i tamto, tamtego
      się wykuć i tego jeszcze, tych wszystkich przydasi. Zwierzęta też się uczyły przydasi. Wiewiórka musiała latać, a kaczka się wspinać. Odczytałaś świetnie przekaz współpracy,
      a nie zauważyłaś, że uczyły się zbędnych rzeczy? Dla mnie to pierwsze rzuciło się w oczy.
      Pewnie dlatego, że jestem uczulona na uczenie się wszystkiego często właśnie tylko po to, żeby się pochwalić, że ja wiem, oni nie, gdzie leży Polska. Tylko co ja mam z tej wiedzy?
      Konkretną pracę i zarobki, szczęście, sukces, zadowolenie? Może to ostatnie, bo wiem. Jednak nie przekłada się to na standard mojego życia. Wiem, jednak szczęśliwy nie jestem.
      Nie mogłem wtedy chciałem, zajmować się tym, czym chciałem. Smutne prawda?

      Usuń
    3. Problem jest po prostu złożony. Masz rację, że uczyły się niekoniecznie tego co im akurat potrzebne, ale to metafora, inaczej nie mogłaby istnieć ta bajka i byłaby w swoim przekazie nieużyteczna.
      Bardzo trudno jest tak na blogu wyciągnąć wszystkie argumenty za edukacją ogólną. Jeden przykład podałam, ten z bębnem i jest to sytuacja autentyczna i niestety- zawsze możesz powiedzieć, że to można było sprawdzić. Problem w tym, że my ludzie, widzimy najmniejszą linią oporu, czyli nie sprawdzamy z reguły. Wiemy- tu gorąco suszy, więc para działa.
      Teoretycznie muzyk według logiki POWINIEN był to najpierw sprawdzić by nie uszkodzić instrumentu a jednak stało się inaczej. Zadziałał mechanizm uproszczenia, który jest mechanizmem włączającym się nam najpierw.
      Wielokrotnie obserwowałam jak szeroko objawiają się braki kształcenia ogólnego, już choćby w temacie biologii, kiedy ktoś co ciekawe bierze się za pisanie powieści i nie biologicznej a fantastycznej, osadzonej w świecie fantasy. I zabiera się za krzyżowanie ras.
      W tym momencie nie przyjdzie mu w ogóle do głowy zrobienie rozeznania a jednak według mnie jest ono konieczne. Nie miałby problemu, gdyby wyniósł wiedzę ogólną ze szkoły.
      Niestety to właśnie duży problem obecnego nauczania, że umożliwia krzywdzenie dzieci, które potem mają bardzo emocjonalny stosunek do edukacji i bardzo przy okazji negatywny.
      To dlatego postuluję przede wszystkim o psychologiczne przygotowanie nauczyciel oraz monitorowanie tego poprzez testy co kilka lat, bo to bardzo stresująca praca i nie każdy na dłuższą etę poradzi sobie z naciskami. Warto o to walczyć przede wszystkim A my jako społeczeństwo rozdrabniamy się nad programami, kiedy to nie one są problemem a nauczyciel, który ma być wsparciem, przewodnikiem i przyjacielem a często nie jest. I to da się uregulować.

      Usuń
  2. Pięknie opowiedziane. Uważam, że nasz świat edukacji jest pod ścianą o coraz trudniej o podobne wyjątki. Zamiast tego słyszę, że belferstwo woli stawiać zawyżone oceny aby szkoła miała atrakcyjniejszą średnią. Ewentualnie porzucają uczniów tuż przed maturą aby postrajkiwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to prawda. Z drugiej strony dotykasz ważnej rzeczy, o której nie wspomniałam ani tu ani na IG aby nie komplikować ale oprócz weryfikacji psychologicznej, która według mnie powinna być to wynagrodzenie też przydało by się przyzwoitsze. to także pomogłoby w dobieraniu lepszej kadry. Teraz fajni pedagodzy zakładają własne firmy i owszem, uczą ale albo prywatnie albo wręcz robią pokazy jak pewna para fizyków, która jeździ po kraju z eksperymentami fizycznymi i chemicznymi. Robią i to co lubią- czyli nauczają i zarabiają przyzwoity pieniądz a mogliby zostać w szkole i może by zostali gdyby..
      Weź np Informatyków- ci dobrzy zarabiają od 6 tys wzwyż! A przecież wielu z nich nie ma tak ogromnej odpowiedzialności jak nauczyciel.
      Dlatego rozumiem ich strajk i rozumiem wybraną porę. Bo nikt inaczej nie bierze ich protestów poważnie. Smutne.

      Usuń
  3. Wspaniała bajka! I wspaniała nauczycielka. Gdybyśmy więcej czasu poświęcili na uczenie się bycia dobrymi, empatycznymi ludźmi bylibyśmy po prostu szczęśliwsi. A podstawa programowa? Co po tym, że odhaczymy wszystkie tematy, a nie zrizumiemy istoty problemu? Co z tych 5 i 6, jeśli nie bedziemy chcieli z wiedzy korzystać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to Nina! Zresztą oceny 5,6 uzyskane dla ocen, zecstrachu przed rodzicem czy nauczycielem, w presji to wiedzą szybko zapominana. Jak z tym studentem i egzaminem . Zakuć i zapomnieć. A nie o to chodzi jak słusznie zauważyłaś.

      To jie przypadek, sądzę, że w większości przypadków to uczniowie z ocenami średnimi potem wcżyciu lepiej sobie radzą i często są odkrywcami. Bo ocena rzadko odzwierciedla prawdziwą wiedzę i pasję do poznawania.
      Dziękuję Ci za ten głos

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty